fb Wirtualny spacer
2008-08-27

Na dwóch kółkach do Pragi

"Wyprawa rowerowa do Pragi"... brzmi poważnie... Tak naprawdę, 30 lipca br. zebraliśmy się we trzech, zapakowaliśmy nasze rowery i kilka użytecznych (jak nam się wtedy wydawało) drobiazgów i ruszyliśmy w drogę. Mieliśmy ambitny plan dotarcia do stolicy Czech, Pragi, który się powiódł. Całość zajęła nam 6 dni, dostarczając wspaniałych przeżyć, wspomnień i absolutnie nowych doświadczeń. Na pewno wiele poznaliśmy: nowe miejsca, kulturę, życie, ludzi, zabytki, sklepy, wszystko. Rzecz oczywista i związana z każdym wyjazdem; niewiele jest tu do tłumaczenia, każdy to sam wielokrotnie przerabiał, czy to podczas wyjazdu do wujka czy wyjazdu za granicę. Jednak z perspektywy siodełka roweru jest to jakby ciekawsze i pełniejsze.

Natomiast to co było w tej wyprawie naprawdę niezwykłe, niepowtarzalne i dla nas chyba najważniejsze to sama idea takiej podroży. To, że rzucasz wszystko, wsiadasz na rower i bierzesz sobie wolne od normalnego świata na tydzień, znikasz. Nie dojadasz, mokniesz, marzniesz, w kościach cię łamie, a jednak jesteś szczęśliwy - jedziesz. Ta jazda jest niesamowitym przeżyciem. Fascynujący jest fakt, że wszystko co ci jest do życia potrzebne znajduje się na twoim bagażniku. Niby nic specjalnego, a jednak jest to cudowna sprawa. Połączenie pedałowania, kontaktu z przyrodą, całodziennego przebywania na świeżym powietrzu, odcięcie się od codziennej bieganiny i wygód tego świata oraz pewnie jeszcze kilka innych, nie do końca uchwytnych i opisywalnych składników tworzy niesamowitą mieszankę, którą wspomina się z wielką rzewnością. Oj, ciężko to wszystko wyrazić słowami, my zwykliśmy to nazywać JECHANIEM. W każdym razie ten kto był, jeździł, wie o co chodzi, kto nie był niech się koniecznie wybierze. A cel i miejsce nie są tutaj najważniejsze, jednak trzeba powiedzieć, że Czechy ze względu na swoją "roweroprzyjazność" są absolutnie godne polecenia i rozważenia.
W ciągu naszej sześciodniowej podróży pokonaliśmy ponad 500 kilometrów, z czego znakomitą większość oczywiście w Czechach. Całość zaczęła się w Śmiglu, z którego kierowaliśmy się przez Wschowę, Głogów, Polkowice, Chocianów, Chojnów, Złotoryję, Świerzawę do Jeleniej Góry, gdzie mieliśmy pierwszy nocleg. Tam też nastąpiła zmiana planów dotycząca trasy następnego dnia. Po przekroczeniu granicy Polsko-Czeskiej zamiast kierować się na Turnov, polecono nam wybranie trasy o łagodniejszym charakterze, jednak dalszej. Tak więc, skręciliśmy na Jablonec nad Nisou. Stamtąd już przez Mlada Boleslav, Benatky nad Jizerou do Brandys nad Labem.
Wszystko zaczęło się już w zeszłym roku. Padła propozycja, by wyruszyć rowerami w dalszą trasę (miała być Szklarska Poręba, jednak nic z tego nie wyszło). W tym roku nie mogliśmy znów odpuścić. W planach były początkowo Mazury – okolice Gołdapi. Po głębszych zastanowieniach, doszliśmy do wniosku, że lepszym wyjściem będzie Praga – stolica Czech. Na około 2 miesiące przed planowanym wyjazdem, wraz z Dawidem i Łukaszem spotkaliśmy się, by wstępnie omówić plan podróży. Stworzyliśmy wstępną listę rzeczy, które musimy zabrać. Po wyznaczeniu trasy i obliczeniu odległości, okazało się, że do Pragi mamy około 340 km. Na następnym spotkaniu zostały dogadane szczegóły – po co w ogóle tam jedziemy. Na dzień przez rozpoczęciem wyprawy, spotkaliśmy się po raz ostatni. Już spakowani i gotowi do drogi, przejechaliśmy kilkanaście km, by sprawdzić, czy wszystko gra ze sprzętem, ewentualnie dokręcić przysłowiową „ostatnią śrubkę”. Mając pewność, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, rozjechaliśmy się do domów.
30 lipca 2008 roku. godz. 2:00 – budzik. Godzina na uszykowanie się i w drogę. O 3:45 – zbiórka w Lipnie, skąd oficjalnie o 4:00 wyruszyliśmy. Kilka fotek i w drogę. Pierwsze 30 km pokonaliśmy w nieco ponad godzinę. Pora na zrobienie kilku fotek wschodu słońca, łyk wody i w dalszą drogę. Pierwszym naszym postojem był parking przed McDonaldem w Głogowie. Dojechaliśmy na miejsce o godz. 7:05. W czasie 2 godzin i 34 minut pokonaliśmy 57,16 km, ze średnią prędkością 22,2 km/h. Po zjedzeniu śniadania i chwili odpoczynku – pora ruszyć dalej. Tutaj czekał nas dość niebezpieczny odcinek – 7 km drogą ekspresową – nie było możliwości ominięcia jej. Po przejechaniu następnych 50 km, zaczęliśmy zbliżać się do Chojnowa, gdzie zjedliśmy obiad i kupiliśmy czeską walutę – korony. Wybiło południe. Za sobą mieliśmy przejechane 116, 1 km, które pokonaliśmy w 5 godzin, 42 minuty ze średnią prędkością 20,04 km/h. O godz. 13:04 postanowiliśmy wyruszyć dalej. Następny przystanek – Jelenia Góra. Pierwszym odcinkiem, który przysporzył nam problemów, był czterokilometrowy podjazd na wzgórze Kapela o nachyleniu 18%. Po dostaniu się na szczyt, od Jeleniej Góry dzieliło nas już tylko 7 km zjazdu z Kapeli. W tym miejscu został ustanowiony rekord prędkości tego dnia, który wyniósł 54,9 ok./h. Po pierwszym dniu jazdy, już dość zmęczeni, mając w nogach przejechane 181,14 km i wysiedziane ponad 10 godzin, pora na nocleg.

Następnego dnia wyruszyliśmy o godz. 11:30. Od samego początku nie było łatwo. Blisko dwudziestopięcio kilometrowy podjazd przez Szklarską Porębę dzielił nas od przejścia granicznego w Jakuszycach, gdzie byliśmy o godzinie 14:50. Podczas jazdy rozkoszowaliśmy się przepięknymi widokami. Tuż po przekroczeniu granicy czekał na nas kilkukilometrowy zjazd, który pokonaliśmy z prędkością maksymalną bliską 65 km/h. Pierwszy postój mieliśmy w malowniczo położonej miejscowości Korene, gdzie zjedliśmy obiad. Do tego miejsca przejechaliśmy 37,32 km w czasie 2h, 52 minut. Odcinek ten, ze względu na ogromną ilość stromych podjazdów, uznaliśmy za najtrudniejszy. Po postoju, tj. o 16:25, wyruszyliśmy w dalszą drogę. Wymęczeni po blisko półtora dnia jazdy, padła propozycja, by około godz. 19 zacząć poszukiwania noclegu a resztę trasy przejechać jutro. Po dojechaniu do miejscowości Cesky Dub, plany znów uległy zmianie. Postanowiliśmy jechać dalej. Około godz. 21 zaczęło robić się szaro. Zrobiliśmy więc kilkunasto minutowy postój. Ubraliśmy ciepłe ubrania, załączyliśmy oświetlenie rowery i ruszyliśmy dalej. Po drodze nie obyło się bez kilku przerw. O godz. 6:30, po całej nocy jazdy dotarliśmy do Brandys nad Labem, gdzie postanowiliśmy znaleźć zakwaterowanie. Liczniki wskazywały łączny przejechany dystans 363,1 km, który pokonaliśmy w 22 godziny, ze średnią prędkością 16,5 km/h. Prędkość maksymalną jaką odnotowaliśmy na liczniku Łukasza, wyniosła 69,4 km/h.

Przez najbliższe trzy dni postanowiliśmy trzymać się z dala od rowerów. Do centrum Pragi mieliśmy około 20 km, więc wszędzie poruszaliśmy się liniami metra oraz autobusami miejskimi. Po trzech wypadach do Pragi w celu zwiedzania, postanowiliśmy urozmaicić trochę nasz pobyt w Czechach i wyjechaliśmy w stronę ruin zamku Bezdez. Według mapy był on oddalony od miejsca naszego pobytu o zaledwie 35-40 km. W rzeczywistości tego dnia pokonaliśmy 140 km i w hotelu byliśmy grubo po północy. W stronę zamku Bezdez wyruszyliśmy około południa. W trakcie jednego z przystanków, pomyśleliśmy, że warto byłoby zwiedzić jeszcze pałac w Mielniku. Tak też zrobiliśmy. Mieliśmy tam nieplanowany, godzinny postój, z uwagi na ulewę, która naszła nas gdy zbliżaliśmy się do miasta. Po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia, postanowiliśmy wstąpić jeszcze na śluzę w Horinie. Spiętrza ona wodę na rzece Vltava i umożliwia barkom pokonanie blisko 8 metrowej różnicy poziomu lustra wody na Vltavie i Łabie. Stamtąd, ok. 16:30 wyruszyliśmy już w stronę Bezdez. Z odległości ponad 30 km było już widać górę, na której mieściły się ruiny zamku. Po dwóch godzinach drogi, dotarliśmy na miejsce. U podnóża góry spostrzegliśmy, że nadciąga ogromna chmura. Po 3 km wspinaczki, z rowerami na plecach, wdrapaliśmy się na szczyt. Szczęśliwi, że udało nam się wreszcie dotrzeć na miejsce, mając w nogach 80 km zamiast 40, zauważyliśmy, że bramy do zamku są zamknięte! Nie ma co się dziwić. W końcu na zegarkach było już po 19. Warto było jednak przejechać tyle km, gdyż naszym oczom ukazała się przepiękna panorama na środkowe i górne Czechy. Po zjechaniu ze szczytu, tj. ok. 21, ujrzeliśmy jeszcze przepiękny zachód Słońca. Po zrobieniu kilku zdjęć, już w zupełnych ciemnościach skierowaliśmy się w stronę hotelu. To był dzień pełen przygód. Następnego dnia z rana, udaliśmy się do Pragi, skąd dalej prosto do domu.
Uczestnicy: Bartosz Czarnecki – Śmigiel, Łukasz Jędrzejewski – Lipno, Dawid Witkiewicz – Robaczyn.
Całkowity przejechany dystans: 573,5 km.
 
                                                                                              Autor: Bartosz Czarnecki
Zaadoptuj mnie Szkolenia dla przedsiebiorców Trasy Rowerowe Gminy Śmigiel Ciepłe Mieszkanie Plastiki
fundusz spójności Szkolenia Komputerowe Fundusze Rządowy Funduszu Inwestycji Lokalnych