fb Wirtualny spacer
2005-07-20

Bombowe Egelsee

W śmigielskim stawku Egelsee znaleziono spory pocisk artyleryjski. - Jakby to wybuchło, to byśmy mieli dwa razy taki staw, jak teraz – komentowali wędkarze. Na szczęście nikomu nic się nie stało, nie było żadnej eksplozji, a pocisk zabrali saperzy z Wrocławia.    

fot. Roman Górny

 Niewybuch odkopał pan Andrzej z Przedsiębiorstwa Usługowego z Wydorowa podczas równania skarpy przy topolach.
 - Dziś akurat tam pojechałem równać i tuż po tym jak zacząłem pracę nagle usłyszałem zgrzyt i coś się wykulnęło. W wojsku człowiek był, to się zna... - opowiada pan Andrzej.
 Na łowisku byli już wędkarze, między innymi przedstawiciel śmiegielskiej komórki Polskiego Związku Wędkarskiego. To on powiadomił policję, ta władze gminy.  Pan Andrzej odjechał równiarką w inny rejon stawu. Akwen musieli opuścić wędkarze.
 - Mieli pecha – mówi z uśmiechem jeden z policjantów. -  Strata nie taka wielka, bo chyba im dzisiaj nie szło. Nic wielkiego nie złowili   – ocenia z uśmiechem.
 Nad Egelsee stawili się członkowie Centrum Zarządzania Kryzysowego: szef – wiceburmistrz Stefan Stachowiak, kierownik śmiegielskiego posterunku policji Jarosław Miedziarek, prezes OSP – Roman Schiller, szef Zakładu Gospodarki Kumunalnej – Feliks Banasik odpowiedziany za zabezpieczenie terenu oraz inspektor obrony cywilnej Wojciech Olejnik – spec od planowania.
 - Plan jest prosty: zabezpieczyć teren i czekać na przybycie saperów –  wyjaśnia Olejnik.
 - Właśnie dowiedziałem się, że teraz to gmina musi zabezpieczyć teren, kiedyś zajmowała się tym policja. Wezwaliśmy już strażników miejskich, potem dyżury pełnić będą pracownicy Zakładu Gospodarki Komunalnej. Saperzy mają siedemdziesiąt dwie  godziny na zajęcie się sprawą. Nikt nie wie, kiedy tu będą, więc dyżurować możemy tak dzień i noc do poniedziałku – mówi wiceburmistrz Stachowiak. 
 - Był tu jeden saper, dziś emeryt, mówił, że jakby to wybuchło, to te topole dziesięć metrów stąd w powietrze by poszły – relacjonował ktoś z zebranych.
 - To byśmy mieli jeszcze większy staw – ocenia kto inny ze śmiechem. Żartować  było łatwo, bo pocisk był bez zapalnika. Został wystrzelony, ale z nieznanych przyczyn nie wybuchł. Potem ktoś go rozbroił.
  Na półwyspie otoczonym stawem tymczasem przygotowywano się do warty przy pocisku. Zebrani wyznaczyli grafik dyżurów, teren wokół pocisku otoczono taśmą i rozpoczęto operację strzeżenia pocisku. Poważne przedsięwzięcie przerwał wcześniejszy niż się spodziewano przyjazd saperów.

fot. Roman Górny


 - Około dwunastej przyjechali, a dziesięć minut później pojechali  – relacjonuje Wojciech Olejnik. 
 Saperów było dwóch, a samochód którym przybyli  oceniono jako nieduży. Wyjęli z niego  skrzynkę  z piaskiem, załadowali do niej pocisk i pojechali. Informacji o znalezisku w Egelsee nie udało się uzyskać.
  - Nie byli rozmowni, a wręcz powiedziałbym, że byli bardzo znudzeni – ocenił wiceburmistrz Stachowiak. 
 Tak sytuacja kryzysowa została zażegnana. Wszyscy rozeszli się do domów. Na Egelsee mogli wrócić wędkarze. Przypomnijmy, to oni pracują uparcie od kilku miesięcy, by miejsce odzyskało dawną świetność. Przez lata stawek był wysypiskiem śmieci. Przy porządkach znajdowano w nim wiele niesamowitych rzeczy, od tapczanów, telewizorów, pralek po karoserie aut. Pocisków jeszcze nie było. Skąd wziął się ten? Śmigielski regionalista Hubert Zbierski o artylerii pod Śmiglem nic nie wie.
 - Strzelali tu, ale z czołgów – wyjaśnia. -  To było dwudziestego siódmego  stycznia tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku. Wojska rosyjskie wkraczały do Śmigla od strony Bruszczewa. Niemcy skryli się w Hotelu Nowaka  przy ulicy św. Wita. Tam czerwonoarmiści celowali. Oddali kilka strzałów. Trzy pociski uderzył w budynek przy ulicy Zdrojowej piętnaście. Zabiły dwoje dzieci: dziesięcioletnią Melanię Urbańską i jedenastoletniego Wiesława Drutkowskiego. Jeden z tych wystrzelonych wówczas pocisków czołgowych  mógł jakoś trafić do Egelsee.
 Znawcy tematu twierdzą, że znaleziony w sobotę pocisk jest za duży na czołgową lufę.  Być może jest pamiątką z zapomnianych walk, albo został tu przez kogoś przywieziony. Jedno jest pewne,  niewybuch plażował w Egelsee ponad pół wieku. A może i dłużej? 
 - Tu po raz pierwszy znalazłem coś wystrzałowego, ale jak się pracuje w ziemi, to takie rzeczy się zdarzają – mówi pan Andrzej. -  I większe wykopywałem.  Pewnie, że się potem myśli, co by było gdyby, ale krótko. Potem trzeba o tym zapomnieć. Nie można ciągle się bać, bo by człowiek nic nie mógł zrobić. Zawsze, dzięki Bogu, jakoś się to smykało i nie wybuchało... Dobrze, że w ogóle to zauważyłem. Mogło zostać, a potem jeszcze by się w ręce dzieci dostało...
 Przedsiębiorstwo Usługowe z Wydorowa pracuje na Egelsee od dwóch tygodni. Lada dzień przeniesie się na kolejny stawek.
 - Kto wie, co w nim znajdziemy – mówi tajemniczo pan Andrzej. - Legenda głosi, że tam jest zatopiony kościółek. Może więc jeszcze większe dziwy odkopiemy? - zastanawia się.                                        

(Al)

Zaadoptuj mnie Szkolenia dla przedsiebiorców Trasy Rowerowe Gminy Śmigiel Ciepłe Mieszkanie Plastiki
fundusz spójności Szkolenia Komputerowe Fundusze Rządowy Funduszu Inwestycji Lokalnych